Jak to jest z tymi celami..kolejny półmaraton za mną


Jak to jest z tymi celami, czasami zaplanujemy sobie coś dokładnie, planujemy od wielu miesięcy, a potem i tak życie napiszę inny scenariusz. I co wtedy? Poddać się, czy walczyć dalej, na pewno na początku przychodzi złość, żal i cała mieszanka uczuć raczej negatywnych.

Ale ..Jeśli znajdziemy w sobie siłę, iskierkę z czasem zaczynamy myśleć pozytywnie że może tak miało być, że to nie ten czas i moment, że trzeba poczekać jeszcze..

Tak miałam z moim kolejnym (drugim w życiu półmaratonem). Od końca czerwca trenowałam pod czujnym okiem wspaniałych trenerów Dawida i Justyny. Znalazłam tam się przypadkiem z polecenia kolegi, który wspólnie z Dawidem trenował do triatlonu, więc postanowiłam spróbować.

Zaczęły się tygodnie walki z sobą, tabelki rozpisane z treningami, częśc realizowanych w 100% część nie zawsze..Bo wyjazdy wakacyjne, bo nagły brak sił, kontuzja nogi itp itd..ale ogólnie biegałam, ćwiczyłam… Przy okazji poznałam wspaniałe osoby, które również chodziły na treningi. Osoby ze swoimi prywatnymi celami treningowymi na przyszłośc, wesołe szalone, pełne pasji, dzięki którym treningi nabierały barw. Leciałam na nie jak na skrzydłach

No i przyszedł dzień półmaratonu. Od samego rana myśli pozytywne na pewno się uda, będzie dobrze. Zimno na dworze, mgła, dojeżdżamy na start autobusami, rynek w Wągrowcu. Wspólne ćwiczenia rozgrzewające, kilka słów zdań zamienionych z nowo poznanymi osobami, ale też osobami które gdzieś tam znam z innych biegów, facebooka, które biegają czasami już wiele wiele lat. Nie to co ja dopiero od niecałego roku.

Start. Biegnę, staram się trzymać tempo ok 5.30-5.40. Pierwszy kilometr nawet za szybko, nagle wychodzi słońce i diametralnie robi się cieplej. Opaska ściągnięta z głowy. Do 6 km biegnę w miarę równo, przypomina o sobie piszczel, boli, łykam rozpuszczalną aspirynę, na około 8 km ściągam bluzę bo się gotuję, żeby się rozebrać muszę zdjąć wszystko aż do stanika, bo krótki rękawek mam na wierzchu, ale co z tego przecież nikt na mnie nie patrzy (taką mam nadzieję :-). Zjadam pierwszy żel. Zaczyna boleć stopa, myślę sobie że to pewnie tejp mi się przesunął czy coś..

Biegnę dalej, ale z każdym kilometrem zwalniam, około 11 km już wiem że raczej z mojego planu nici..noga boli coraz bardziej, mija mnie peacemaker z balonikami 2 godziny (a przecież miałam biec przed nim..)

Na 14 km miła niespodzianka, wielki plakat Biegnij Asia Biegnij, znajomy męża mieszka w Grzybowicach i stworzył dla mnie strefę kibica, potem jeszcze ze mną jedzie na rowerze około 2 km, zajmuje rozmową. Chwilę też biegniemy razem z jednym chłopakiem , który też miał plany pobiec szybciej, ale też nie jego dzień..Potem jednak zwalniam, muszę iść, noga boli, gorąco, duszno się robi, słabo.Idę i przeklinam w myślach , km około 17-18 po co mi to było..Ech już nie będę biegać, mam to gdzieś i tak w myślach gadam.

Po 18 km jednak biorę się do kupy i biegnę nawet przyśpieszam, kilka osób wyprzedzam i wreszcie zbliżam się do upragnionej mety. Stoją i kibicują dzieci z mężem. Dobiegam czas daleki od celu..ale życiówka i tak o ponad 2 minuty pobita.

Po przyjeździe do domu okazuje się że na nodze mega bąbel, winowajca bólu nogi znany. Nie wiem czemu, pewnie wkładki w butach nowe niewychodzone dobrze i tak się skończyło.

No i co można by się załamać, wkurzyć., nie ja wolę jednak postawić sobie kolejny cel na wiosnę, walczyć dalej, nie poddać się. Nie udało się teraz ,musi się udac kolejnym razem.

Wracam na treningi, regeneruję nogę i na pewno nie rezygnuję. W końcu trzeba być silnym 🙂

14720621_1083973511721609_7297804704739442399_n

14641968_1488328134516447_6914013775857807155_n

14720474_1488328137849780_6585164380728360729_n

 

14729240_1488328184516442_5601648717157869647_n

14713592_521298681395932_2461693707385576681_n

Tutaj możesz dodać komentarz :-)